Zdobywca Make me! Rozmowa z Janem Pfeiferem.

W uzasadnieniu jury dotyczącym nagrody czytamy „Obserwacja dnia codziennego. Bezmyślne gesty, które wykonujemy, twórczo wykorzystane mogą nadać znaczenie miejscu i przestrzeni. W efekcie zatrzymać uwagę przechodnia, zachęcić do interakcji, sprawić małą przyjemność. Drobna interwencja, której wartością jest dodanie funkcji do czegoś co istnieje bo istnieć musi. Gest, który nie-miejsce zmienia w miejsce” – w jakim stopniu Twoje projekty wpisują się w taką koncepcję projektowania?
Jan Pfeifer: Zawsze chciałem, aby moje prace nie były jedynie konceptualne, a przede wszystkim odpowiadały na realne potrzeby.  Może czasem nie warto krzyczeć, a zamiast tego wprowadzić drobną, ale znaczącą zmianę? Najpierw zaobserwować, potem zrozumieć, w końcu – zacząć projektować. Doświadczyłem tego w zeszłym roku, podczas warsztatów organizowanych przez ASP w Warszawie, gdy miałem okazję współpracować z jedną z najstarszych manufaktur ceramiki w Turcji, w Menemen. Głównym naszym zadnieniem było dostarczenie nowych wzorów, tak, aby pomóc rzemieślnikom utrzymać pozycję na rynku. Obserwując ich sposób pracy, zaproponowałem nowy pomysł na produkt: ceramiczny wzmacniacz dźwięku na telefony typu smartphone. Przy jego produkcji mogą używać dalej koła garncarskiego, tworząc nowy wzorniczo obiekt. Wspomnianą zasadę wykorzystałem także w ramach studenckiego projektu, przy współpracy z Pracownią Abażurów Grochowska w Warszawie. Obserwowałem tradycyjne techniki marszczenia materiału, jakie stosowały panie, pracujące w tym zakładzie od lat. Ich precyzja robiła wrażenie –zaproponowałem więc wykorzystanie jej we wzorze, dostosowanym do nowoczesnego wystroju. Lampy mojego projektu można zamówić w Pracownia Abażurów Grochowska.
Ważnym aspektem nagrodzonego projektu jest jego potencjał muzyczny.

Jak rolę pełni muzyka w Twoim życiu?
Bardzo istotną – od dłuższego czasu towarzyszy mi perkusja, uczę się też gry na pianinie. Często przekładam swoje zainteresowania muzyczne na projekty. Jeszcze w czasie studiów wykonałem kilka prac związanych z muzyką, np. zbudowałem narodowy instrument Zimbabwe, który słyszałem wcześniej i byłem oczarowany jego brzmieniem. Obecnie razem z kolegą – Szymonem Węglowskim prowadzę warsztaty, podczas których wspólnie z dziećmi budujemy proste instrumenty jednostrunowe.

Podobno większość z nas to wzrokowcy, którzy na co dzień nie zwracają uwagi na to, co słyszą w przestrzeni publicznej. Ty z kolei jesteś wykształcony muzycznie. Powiedz zatem, czy pomysł na projekt wiązał się z misją, aby uwrażliwić przechodnia na dźwięki?
Chciałbym, aby w naszym codziennym wizualno- graficznym chaosie znalazło się miejsce na muzykę, która, jak wierzę, jest czymś dobrym z natury. Dołożyłem starań, aby dźwięk „Instrumentu Miejskiego” był przyjemny, nieinwazyjny. Nie chciałem generować hałasu, ale zapewnić przestrzeń wspólnych, pozytywnych doświadczeń, radosnej kreatywności.

Twój projekt można uznać za genialny w swojej prostocie. Co zainspirowało Cię do jego stworzenia?
Zaobserwowałem, że dzieci, bawiące się w parku, często przebiegają z patykami w dłoniach obok metalowych instalacji. Wydobywając z nich dźwięki, tworzą „przypadkową muzykę”. Przypomniałem sobie, że w dzieciństwie sam tak robiłem. Inspiracją była dla mnie również akcja „Pianina Miejskie”, która miała miejsce dwa lata temu w  Warszawie. W przestrzeni publicznej wystawiono kilkanaście pianin – efekt był niezwykły.  Przypadkowi przechodnie zatrzymywali się, choć wielu było zbyt onieśmielonych, by po prostu podejść i zagrać… Pewnie wstydzili się, że nie potrafią. Wtedy wpadłem na pomysł, aby stworzyć Instrument Miejski, którego forma (jako dobrze znany element architektury) zachęca do interakcji nawet tych, którzy nie maja żadnego doświadczenia z muzyką.

Jak mówiłeś, inspiracją były zachowania dziecka, w sposób naturalny wprowadzającego do przestrzeni miejskiej element beztroski. Warto jednak dopytać, w jaki sposób dorosły odbiorca (zazwyczaj bardziej wycofany i żyjący w pośpiechu) może wykorzystać potencjał Twojego projektu?
Chociaż naturalna ciekawość, jaka towarzyszy radosnemu muzykowaniu, jest typowa dla dziecka, jednak to nie znaczy, że dorośli nie są do niej zdolni. Dowiódł tego mój eksperyment w Białołęckim Ośrodku Kultury – wstawiłem tam moduł (10 szczebelków, w tym 8 grających), który odpowiada oktawie. Podchodziłem do przechodniów, zapraszając ich do wypróbowania instrumentu. Udało się zaangażować 40 osób w różnym wieku: starszych, młodszych, na rowerach, z wózkami… Wszyscy chcieli zagrać – niektórzy nawet na cztery ręce. Bardzo mnie to ucieszyło, bo taki był mój cel – chciałem stworzyć projekt otwarty, dostępny dla wszystkich,  miejsce spotkań i zabaw.

Co sądzisz o konkursach dla młodych twórców, takich jak make me! – jakie mają dla Ciebie znaczenie?
Sądzę, że to dobra okazja do zaprezentowania swojej pracy i zapoznania się z pomysłami innych. Cieszę się, że mój projekt wzbudził tak duże zainteresowanie. Również sam udział w Łódź Design Festival był dla mnie ważnym doświadczeniem, choćby ze względu na fakt, że następnego dnia miałem okazję uczestniczyć w bardzo ciekawych warsztatach.

Międzynarodowy charakter konkursu make me! przekłada się na wzmożone zainteresowanie osobą zwycięzcy. Jak sobie z tym poradziłeś? –  Po Gali byłeś rozchwytywany…
Rozchwytywany? Nie odebrałem tego tak. Sądzę, że zainteresowanie dziennikarzy osobą zwycięzcy było po prostu wymogiem konkursu. Starałem się odpowiedzieć na każde pytanie. Spotkałem się z dużym zaciekawieniem moim projektem, co mnie bardzo cieszy.

Czy nagroda główna Paradyż Award, którą zdobyłeś (20 tysięcy złotych) pomoże w rozwijaniu twojej twórczości?
Planuję wykorzystać te środki w dalszej pracy nad „Instrumentem Miejskim”. To była moja praca dyplomowa. Użyłem ogólnodostępnych sensorów dotykowych, czego skutkiem był fakt, że instrument wzbudzał się, czyli sam zaczynał grać. Drugi, ulepszony model to już efekt współpracy z elektronikami i wprowadzenia bardziej zaawansowanych rozwiązań. Za kilka dni będzie go można zobaczyć na wystawie w Eindhoven. Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze dalsza praca z elektronikami i architektami – chciałbym dopracować instrument tak, aby spełniał wszystkie zakładane cele wdrożeniowe.

„Instrument Miejski” pojawi się w którymś mieście na stałe i będziemy mogli z niego korzystać, zgodnie z założeniem?
Powiem tak: formalnej propozycji nie otrzymałem, jednak pojawiły się głosy zaciekawienia. Na pewno dołożę wszelkich starań, aby „Instrument Miejski” służył mieszkańcom zgodnie z jego przeznaczeniem. Mam wiele pomysłów, które chciałbym jeszcze wdrożyć – w czym bardzo pomogą mi środki z nagrody Paradyż Award.

instrument-miejski_11

instrument-miejski_2

lampa_proj-jan-pfeifer1

jan-pfeifer-z-prawej-oraz-adam-tepinski-prezes-zarzadu-ceramiki-paradyzMateriały prasowe marki Paradyż