punkt siedzenia

Hotel Juvet. Bliżej natury się nie da.

 

No to kolejna awantura w domu. Połowa maja, a my rwiemy kłaki. Gdzie pojedziemy w tym roku na wakacje? Jeśli dalej tak pójdzie nie pojedziemy nigdzie, albo znowu na wieś. W agroturystykę. ONE (dzieci) porozkładały w całym domu opasłe katalogi firm, które w logo mają słoneczka, delfiny i słonie. Oferują one wypoczynek na Tureckiej Riwierze przy mega-dużym basenie oraz szereg wycieczek fakultatywnych, np. do Pamukale lub do największego w Europie salonu sprzedaży futer oraz kożuchów. Ja na to nie idę, nawet jeśli przy danej ofercie są cztery i pół gwiazdki. ON też stanowczo odmówił. I nawet się dzieciom nie wytłumaczył. Ja wiem co on knuje. ON chce znów pojechać do Wenecji. Po raz enty chce wypić kawę na Placu Świętego Marka, pospacerować cichymi uliczkami, obfotografować gondolierów i uchwycić moment, gdy zachodzące słońce chowa się w wodach Canal Grande.  Nuda, nuda!

Bo ja w tym roku chce latem pojechać do Norwegii! I mam już nawet wybrany hotel. Juvet Landscape Hotel położony jest w środku niczego, w Gudbrandsjuvet, w pobliżu niesamowitego, potężnego przełomu na rzece Valldola. Wokół oszałamiający krajobraz. Spektakularna architektura. – I to wszystko, pyta ON? – Tyle wystarczy! Jak nie wierzysz, to patrz!

Każdy pokój hotelowy to niezależny, wolnostojący dom, w którym proporcje ścian do okien stanowią 1:1.  Zróżnicowanie topografii (rzeka, góry, las) sprawia, że z każdego budyneczku roztacza się inny, zapierający dech w piersiach widok. Hotel Juvet zaprojektowany został przez pracownię Jensen & Skodvin Architects

Fot. Knut Bry