„One nie rosną na kamiennej glebie naszych ulic. Aby je zerwać, nie dość nachylić się i beztrosko wyciągnąć rękę. Odgrodziliśmy się od nich murami domów, zgrzytem motorów, szarzyzną i pośpiechem wielkomiejskich nocy i dni. Ale tęsknimy za nimi i żyć bez nich – nie jest nam łatwo.
Zrywamy je więc opalonymi dłońmi wiejskich chłopaków, przywozimy przed świtem na trzęsących się wozach, zwinnymi palcami kwiaciarek układamy wiązanki, bukiety, naręcza, przetykamy ich żywą barwność sztuczną barwnością wstążek, owijamy w szelest papieru, w przejrzystość i ciszę czyjejś niewidzialnej pracy, aż po przejściu przez wiele rąk zakwitną powtórnie – w glinianym dzbanku, w kryształowym wazonie, w powietrzu przeciętym gestem nieśmiałym lub szczodrym.
Cóż znaczą?
Przede wszystkim własną urodę – i tego wystarczy, aby ich pragnąć, napawać się nimi, zanurzać w nich twarz rozpaloną, przyciskać do powiek i warg.”
Wiktor Woroszylski
Taki cytat Natalia Tarkowska umieściła na stronie swojej pracowni florystycznej „Mchy i paprocie”, znajdującej się we Wrocławiu.
Natalię inspirują wspomnienia z dzieciństwa, ogród babci, polskie łąki. W swoich kompozycjach wykorzystuje piękno natury, nie próbując nic na siłę ulepszać. To natura podpowiada jaki powinien być efekt końcowy.
Bukiety są niesymetryczne i niepowtarzalne, a na liściach, dzięki Bogu nie ma brokatu…
www.mchyipaprocie.pl