punkt siedzenia

Pani Malabelle. Wywiad z Anną Rusiniak-Malinowską, projektantem wnętrz.

Anna Rusiniak-Malinowska jest projektantem wnętrz. Zaprasza nas do swojego pięknego warszawskiego showroomu Malabelle przy ul. Polnej 18/20.  Tam, wśród starannie wyselekcjonowanych mebli i dodatków pokazuje nam wnętrzarskie wybory Anny Dereszowskiej w ramach akcji Kobiece Inspiracje oraz opowiada o sobie i swojej pracy.

 

Punkt Siedzenia: Nie od początku swojego zawodowego życia zajmowałaś się aranżacją wnętrz?
Anna Rusiniak-Malinowska: Nie od początku. Moją pierwszą pracą była branża finansowa i tak zostało przez długie lata. Zaczęłam od asystentki, a skończyłam na stanowisku dyrektora. No cóż, właśnie wtedy zrozumiałam, że ten świat to nie jest moja bajka. Od dzieciństwa szeroko rozumiana sztuka zawsze była blisko mnie. Jako nastolatka eksperymentowałam z moim wnętrzem – wspomnieć muszę, że to dzięki rodzicom, którzy pozwalali mi na te różne szaleństwa. Szczególnie tata, który wspierał mnie w ich wykonywaniu! Kiedy miałam 14 lat zapragnęłam mieć coś innego – odkąd pamiętam byłam poszukiwaczką oryginalnych wnętrz, rozwiązań. Właśnie wtedy przemalowałam swoje meble farbą kauczukową (choć ona kompletnie się do tego nie nadawała, to w niczym mi to nie przeszkadzało). Po zakończeniu mojej kariery w świecie finansów wróciłam do korzeni i zapisałam się na Akademię, aby uzyskać świadectwo Projektanta Wnętrz. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Punkt Siedzenia: Jaki był impuls? Skąd pomysł? Co zadecydowało, że porzuciłaś dotychczasowe życie i zajęłaś się dekoracjami, meblami?
Anna Rusiniak-Malinowska: Jak już wspomniałam impuls był od zawsze. Świat wnętrz i sztuka były moją pasją. Nawet miałam zamiar zostać malarką! W liceum mama często wchodziła do mojego pokoju o 5:00 rano i pełna oburzenia kazała mi się kłaść spać, a ja szkicowałam po kryjomu paląc papierosy przez całą noc. Teraz wspominam te chwile z uśmiechem na twarzy. To był bardzo bujny okres w moim życiu – chodziłam na wagary w liceum z dwóch powodów: braku snu spowodowanego nocnym rysowaniem, a drugi powód to częste wizyty w czytelniach naukowych – nauka historii sztuki (jedną z umiejętności egzaminowanych na wydziale malarstwa było rozpoznawanie stylowych dzieł sztuki, więc nabywałam wiedzę, choć nie tę co potrzeba, bo opuszczałam własne lekcje). Całę szczęście miałam bardzo dobrą pamięć, więc spokojnie nadrabiałam zaległości – choć nauczycielom to się nie podobało.

Punkt Siedzenia: Jeśli miałabyś określić w kilku zdaniach – wnętrza, które kochasz – jak byś je opisała?
Anna Rusiniak-Malinowska: Wnętrza z klimatem, wnętrza z duszą – dla mnie wnętrze jest jak szata – dużo możemy powiedzieć o właścicielach, kiedy odwiedzamy ich domy. Książki, obrazy lub ich brak są jak opowieść o danej osobie. Spójrzmy na pokój nastolatków – kiedy do niego wchodzimy od razu widać kto jest ich idolem lub jaki sport ich pasjonuje. Trochę szkoda, że tracimy to podczas dalszej wędrówki i tworzymy wnętrza takie jak wypada. Moje ulubione wnętrza, to właśnie te, które są “nasze” i mówią o nas dużo. Jeśli mam jakąś pasję to powinno być ją widać w moim wnętrzu. Szczególną słabość mam do ciemnych wnętrz – są tajemnicze i pełne magii. Lubię przestrzenie pełne grafik, obrazów, książek, pamiątek – lubię przestronne, nowoczesne wnętrza, ale czasem martwię się, że niechybnie skończę we wnętrzu przeładowanym mnóstwem drobiazgów.

Punkt Siedzenia: Co jest w Twoim wnętrzu najważniejsze?
Anna Rusiniak-Malinowska: Moje samopoczucie, kolorystyka, która jest mi bliska i przedmioty, które są „moje” a nie „czyjeś”.  Mam na myśli wybór przedmiotów, które nam się podobają. To trudne w dzisiejszych czasach. Często decydujemy się na coś, bo ktoś nam tak powiedział, albo komuś się podoba. Dlatego rolę projektanta widzę trochę inaczej. W moim mniemaniu, jeśli chodzi o wnętrza prywatne, to projektant powinien zaprojektować wnętrze po długich rozmowach z właścicielem. Często pytam się moich klientów jakiej muzyki słuchają, jakie książki lubią – chcę ich poznać, aby przełożyć na wnętrze ich pasję. To oni są dla mnie inspiracją i wnętrze tworzymy razem. Oni opowiadają o sobie, a ja pilnuje smaku tej przestrzeni.I właśnie ten pierwiastek indywidualny jest dla mnie we wnętrzach najważniejszy.

Punkt Siedzenia: Czego absolutnie nie tolerujesz w architekturze wnętrz? Podwieszane sufity? Halogenowe oświetlenie? Na pewno coś takiego masz w zanadrzu.
Anna Rusiniak-Malinowska: No niestety nie toleruje niskich wnętrz, choć często muszę się z nimi mierzyć. Dawne czasy jednak niosły ze sobą jakość. Wnętrza były wysokie, a szafy i regały ważyły prawie tyle ile fortepiano. Obecne były tkaniny naturalne: jedwabie, len, wełna. Wszystko jakościowe. Myślę, że jakaś cząstka mnie jest bliska tamtym czasom. Jestem zakochana w filmach kostiumowych, ich scenografia jest sztuką samą w sobie. Niedawno oglądałam film „Danish girl” od pierwszej sceny można zakochać się we wnętrzach, konkretniej w smaku tych wnętrz, doborze kolorystyki jaka tam panuje. Trochę się rozmarzyłam, ale już wracam do zmory we wnętrzach. W późniejszych czasach odkryto sklejkę i mnóstwo innych sztuczności, oszczędności. Jedną z nich są właśnie niskie wnętrza i toaleta niczym ziemianka. Kompletnie tego nie pojmuję dlaczego w domach jednorodzinnych projektowane są toalety 1×1 metr. No cóż, pozytywne jest to, że wracamy do dawnych czasów – zdrowo się odżywiamy, doceniamy naturę – może i wnętrza będą wyższe, z wielkimi pokojami łazienkowymi i wolnostojącymi wannami ?

Punkt Siedzenia: Ukochana firma wnętrzarska?
Anna Rusiniak-Malinowska: Ach mam ich trochę! Wiele z nich to marki skandynawskie. Na jedną chyba nie potrafiłabym się zdecydować. Bardzo lubię firmę House Doctor, za ich minimalistyczne rozwiązania, jakość i nawiązanie do stylistyki lat 60 i 70. Kolejną firmą jest Madam Stoltz, ona z kolei kojarzy mi się z ciepłem domowego ogniska, rattanowym fotelem, ciepłym kocem, poduchą, a może nawet hamakiem – uwielbiam hamaki w domach, w których możemy bujać się cały rok. Kolejną marką jest PIP Studio – za ich tajemniczość, magię i bajkowy świat. Wzornictwo tej marki kojarzy mi się z „Alicją w krainie czarów”. Ostatnio zakochałam się we francuskiej marce Ibride, która w swojej ofercie ma absolutnie wyczesane przedmioty – z lasem i naturą rozmalowaną na produktach – oczywiście nie mogło jej zabraknąć w Malabelle!

Punkt Siedzenia: Gdybyś miała zabawić się we wróżkę – co będzie modne we wnętrzach za rok?
Anna Rusiniak-Malinowska: Myślę, że natura odegra znaczącą rolę w przyszłym sezonie. Będzie etnicznie i eklektycznie, dużo stylu bohemian – wszystko inspirowane naszą  duchowością, czyli tak jak kocham. Kolorystyka ziemi, czyli musztardowy, oliwkowa zieleń, ceglasty, żółcie – nie znikną również róże i niebieskości – ale wszystko w delikatnych odcieniach. Niebieski z miodowym prezentuje się wyjątkowo smacznie! We wzornictwie wciąż obecna geometria i tym razem postawiłabym na powrót romantycznych elementów.

 

Fot. materiały prasowe Malabelle / zdjęcia Anny Rusiniak-Malinowskiej i Anny Dereszowskiej / Kobiece Inspiracje / Damian Grabarski