punkt siedzenia

William Morris – echa z przeszłości.

Nie zapomnę nigdy mojej pierwszej wizyty w Londynie. To było baaardzo dawno temu. A ja chodziłam jeszcze do liceum i wcale nie interesowałam się wystrojem wnętrz. Kochałam za to historię sztuki. Oczywiście, w pierwszej kolejności, jeszcze tego samego dnia gdy mój prom dobił do białych klifów Dover poleciałam jak szalona do londyńskich muzeów. I właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam na własne oczy 🙂  “Ofelię” Johna Everetta Millaisa , “Pocalunek” Rodina i… tapety oraz tkaniny Williama Morrisa.

 

No i oczywiście zwariowałam na punkcie króliczków ukrytych między liśćmi akantu, róż, które zdawały się pachnieć tak jak te, które z taką miłością hodował w ogrodzie swojej posiadłości Red House. Moje zauroczenie projektami twórcy ruchu Arts and Crafts trwa po dziś dzień. I nie ma miesiąca, w którym nie weszłabym na stronę sklepu, gdzie w 2014, po ponad 100 latach od daty ich powstania można kupić tkaniny i tapety Williama Morrisa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fot. http://www.william-morris.co.uk/